Animatsuri 2019 – Relacja Wolfenszteina

Animatsuri 2019 – Relacja Wolfenszteina

Podobno lipcowe upały miały być przelotne, ale nie tym razem. Już podróż w luku rowerowym była kiepskim doświadczeniem, a co dopiero dodatkowe 30 st. upału w Warszawie.
Jednak nie powstrzymało mnie to w dotarciu na pierwsze w życiu Animatsuri (dla stałych bywalców to już X edycja).

Bardzo zaskoczyła mnie ilość sponsorów i partnerów, którzy co chwilę pojawiali się na mojej twarzoksiążkowej tablicy, ilekroć przeglądałem jej zawartość. Tak samo obrany temat, który w tym roku stanowił Cyberpunk czy też Futurystyka. Trudno w sumie określić, bo wprost takiej informacji nie uświadczyłem. Domyślam się bardziej…

Konwent kolejny raz pojawił się w Centrum Konferencyjno- Szkoleniowym Fundacji Nowe Horyzonty. Dojazd był nawet całkiem prosty i przyjemny. Kilkanaście minut podróży autobusem przez ulice Warszawy, podziwiając widoki powojennych kamienic. Potem już tylko chwilka spacerku i już. Stoję przed wejściem do budynku. Wyciągam swój charakterystyczny biały kitel i pędzę do akredytacji. Byłem koło 11:00, więc kolejkonu nie widziałem. Jeśli był, to rano.

Co dostałem w woreczku od orgów? Całkiem dużo. Dedykowana smycz wraz z identyfikatorem uczestnika. Do tego torebka z informacją od organizatorów, zakładką reklamującą film Mangaka (którego patronem jest Animatsuri), pocztówkę Ni No Kuni II, przypinkę „Juki love Cosplay”, zupkę chińską i plakat. Podczas odbioru tych fantów jesteśmy również „zaobrączkowani” specjalnymi kolorowymi paskami. Mój był szary.

Wspominałem o informatorze, więc chwilę mu poświęćmy. Znajdziemy w nim informację, że konwent się rozwija, a co za tym idzie, przechodzi coraz bardziej w sferę cyfryzacji. Zatem nie otrzymałem tym razem mapek i spisu atrakcji w formie papierowej, a trzeba było korzystać z dedykowanej aplikacji o nazwie „Konwencik”. Przyznaję, że to może być wygodne. Aplikacja jest w miarę czytelna i wspiera systemy Android i iOS. Chociaż w niektórych miejscach brakuje opcji ukrycia w jakichś sposób tego co nas nie interesuje. Przez to musimy przewijać ekran za każdym razem, żeby znaleźć nasze ulubione prelekcje i inne atrakcje. Aplikacja nie zapamiętuje położenia i lista resetuje się za każdym przejściem do innej karty.
Jednakże co kiedy padnie nam komórka, a nie mamy w pobliżu gniazdka? Co gorsza, zapomnieliśmy ładowarki… No to pozostaje nam popytać kogoś z konwentowiczów albo znaleźc helpera. Z tym, że konwent jest wydarzeniem intensywnym i krótkim, więc może lepiej byłoby na każde piętro jakąś jedną mapkę wywiesić w pakiecie z listą atrakcji?

Wrócmy jednak do budynku. Konwent rozłożono na kilku piętrach, a także udostępniono do użytku sporą część na zewnątrz, gdzie znajdowały się amfiteatr (z basenem), dania z grilla i cysterna warszawskiej kranówki. Wszystko pośród drzew i wszelakiej naturalnej zieleni.

Na samym dole znajdowała się akredytacja. Nad nią, na balkonie była informacja konwentowa i pierwsze stoisko z merchem. Na piętrze drugim i trzecim znajdziemy wystawców.  Trzecie piętro to również były sleepy dla uczestników. Kolejne piętro to strefa gastronomiczna i strefa gier. Wszystko wieńczył Main Room z wioską LARPową Bazar na piętrze piątym.
Teoretycznie w budynku są dwie windy, ale i tak preferowałem poruszanie się schodami.
Sale prelekcyjne były rozmieszczone na piętrach od 1 do 4.

Skoro już przy prelekcjach jesteśmy, to paru udało mi się wysłuchać. Muszę przyznać, że nawet trzymały poziom. Chociaż mam wrażenie, że takie po prostu dobieram. Zawsze interesuje mnie cała otoczka związana z zainstnieniem ze swoimi pracami. Niezależnie czy to komiks, książka czy film. Stąd i tym razem posłuchałem dwóch prelekcji Kobiety- Ślimaka. Bardzo rzeczowe i utrzymane w zbalansowanej konwencji. Część na poważnie, a część z dozą dystansu do siebie i branży. A jaka tematyka? Jak wydać swoją Light Novelę? i Komiks online. Prelegentka przekazała dużo przydatnyh rad w prostych grupach. Zatem nie trudno przypomnieć sobie na co zwrócić uwagę przy pracy nad własnym projektem. Kojarzycie Dema? Tego od Kucy z Bronksu? Albo historię CS’a? (a.ka. Człowiek Skurwiel) No właśnie, to m.in. o ich pracach i twórczości.
Także jeśli zobaczycie Kobietę- Ślimaka na innym konwencie to warto tam zajrzeć.

Wpadłem też znów posłuchać ekipy Kobito Rakugo, ale byłem nieco zbyt zmęczony po podróży, żeby wysłuchać do końca wszystkich występów. Niemniej, jeśli ktoś nie był na tym swoistym kulturalnym stand-upie w japońskiej odsłonie, to serdecznie polecam.

Z czystej ciekawości, bo ostatnio szala procentowa między czytaniem, a oglądaniem się nieco u mnie wyrównuje. Przeszedłem się na spotkanie z przedstawicielami Studia JG. Jeśli go nie kojarzycie, to w swojej strukturze mają m.in. Yattę, czyli polski sklep z mangami i popkulturowym merchem. Samo studio odpowiedzialne było chociażby za przetłumaczenie i wydanie: Spice&Wolf, Sherlock, Monster Musume, Goblin Slayer czy Fairy Tail.  Pokazali nam swoją codzienną pracę, ich biuro i opowiedzieli wiele ciekawostek związanych z „artefaktami” leżącymi na półkach i gablotkach. Mają chociażby wszystkie wydane serie mang od początku powstania, które składują na jednym regale. Co do ciekawostek, to okazuje się, że o planach wydawniczych wie niewiele osób i to sama elitarna grupa. Jakby tego było mało, to posługują się wymyślonymi przez siebie nazwami projektów. Zatem nawet podslyszane, nie zdradzają za dużo o danej serii.
Dowiedziałem się też, że praca ze stroną japońską jest dosyć czasochłonna i trudna formalnie. Czasem niektóre dobre kontrakty, które z różnych przyczyn sypią się w przyszłości, blokują możliwość dalszej współpracy nad danym tytułem.
Podpytałem o możliwość wydania RWBY przez JG, jako jednego z najwiekszych oddolnych projektów zrobionych przez ekipę Rooster Teeth. Niestety plany wydawnicze sa układane mocno do przodu i nic nie wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości przeczytam tę serię po polsku. Może zabrzmię trochę samolubnie, ale wolałbym coś takiego zamiast kolejnej cześci tasiemca lub następnej „części z życia”. Dobrych historii w futurystycznym świecie, który nie trąci aż tak mocno genezą z Fantasy, jest niewiele. Także kazda kolejna przydaje się na rynku. Pozostaje mi trzymać kciuki i czekać.

Rozmarzyłem się trochę, ale wracamy na ziemię. W strefie wystawców znów znalazłem wiele różności. Printy wszelkich rozmiarów, ręcznie wykonaną biżuterię, odważną bieliznę, loterie i losowania, autorskie mangi, stoisko Yatty z maszyną Pocky, artykuły domowe (zegary, podstawki itp.), pudełka, przypinki, naklejki… O TAK! DUŻO NAKLEJEK!

Innymi słowy, było w czym wybierać. Chociaż co mnie zaskoczyło, to tylko jedna osoba wystawiała się z ofertą narysowania komisza. Wolfar uratował mi dzień i tak jak planowałem, wróciłem z kolejną grafiką do kolekcji na ścianę. Tym razem poprosiłem o projekt postaci z mangi Voynich Hotel. Pracownice hotelowe: wiedźma Elena i jej siostro- służka Berna.

Po tych całych poszukiwaniach deko zgłodniałem, więc skorzystałem również z usług strefy gastronomicznej. Wpierw odstałem swoje w kolejce po szronowy deser lodowy. Jego charakterystycznym elementem jest śniegowa struktura. Zimna, lekka i puszysta. Co więcej dzięki temu, że to czysty lód to jest podatny na wiele smaków i ich kombinacje. Ja rozsmakowałem się w mango połączonym z kokosem i skondensowanym mlekiem. Chociaż jedną z największych atrakcji jest patrzenie na pracę z tą specyficzną maszyną do produkcji tego deseru. Sam bym taką kupił do domu. Polecam spróbować samemu w Furo Szronie.

W ramach obiadokolacji spróbowałem placka z kapusty, z dodatkiem bekonu, szczypiorku i suszonej cebuli. Bardzo dobry i sycący. Chyba stoisko z plackami najszybciej wykonywało swoje zamówienia, ale to Furo Szron zawsze miał największą kolejkę.
Gdzieś pod wieczór uzupełniłem elektrolity Bubble Tea. Kwaśne, ale takie chciałem na pobudzenie przed pokazem laserowym…

Właśnie, bo tak naprawdę główne atrakcje rozpoczynały się w godzinach wieczornych, ale pokolei.

Konkurs Cosplay – ehh… Nie wiem czy ja mam takie dziwne szczęście, że jak nie trafię na wady sprzętowe to zdarzy się problem z decyzjami orgów. Ten kawałek może być nieco ostrzejszy od innych, ale niestety nie mogę tego tak zostawić, bo nawet jurorki cisnęły z tego ”Bekę”. Przez duże B.

Zacznijmy od opisu sceny. W centrum konferencyjnym jest sala ze sceną na 5 piętrze. Klimatyzowane pomieszczenie pomieści na spokojnie wszystkich zainteresowanych. Scena jest jakby dwupoziomowa. Na około dwu-/ trzymetrowym podwyższeniu w głębi jest pierwsza scena, a przed nią nazwijmy to scena katedralna. Czyli z niewielkim podwyższeniem ok. 0,5 m. Na scenie głównej, po bokach były czerwone kotary, a przy krawędzi stały jakieś konsole. Innymi słowy niewielkie okno do zobaczenia konkursu dla osób siedzących. Miały one jednak dwa wyjścia. Zaopatrzyć się w lornetkę i usiąść dalej, żeby widzieć całość albo siedzieć bliżej z dyskomfortem wyginania się, żeby zobaczyć co dany cosplayer wyczynia na scenie. Jest też balkon w połowie sali na który wstep miały tylko osoby z wejściówką medialną, ale przyznam szczerze, że bez obiektywu z bardzo mocnym przybliżeniem, to nie ma co sie tam wdrapywać.
Pośrodku stało stanowisko do obsługi nadawania na żywo, bo całe wydarzenie było streamowane przez ekipę krewetek (Shrimps, za pomocy Tokyo Studio).

Cały czas myślałem, że konkurs będzie się odbywał na katedrze, ale szybko zbierałem zęby z podłogi, bo prowadzący wyszli na środek sceny głównej… Po relacjach kilku uczestników i znajomych cosplayerów; zgodnie doszliśmy do wniosku, że jak na debiut prowadzących wyszedł on bardzo słabo. Teksty czytane z kartki, bez jakiejś podkładki z empiku… Było mówiąc łagodnie – błędem. Nie ratowały tego próby żartów wyjętych od scenarzysty Trudnych Spraw.

Występy były różnorodne i ciekawe pod względem interpretacji wybranego tematu, ale miny jurorek mówiły same za siebie. Asgardian Freud (reprezentantka Polski w EuroCosplay 2015 i 2018; krawcowa i projektantka), Endzii (fandomowa weteranka cosplayu, warsztatów i prelekcji; studentka artystycznego projektowania ubioru) i Sota (laureatka najlepszego stroju w zeszłorocznym konkursie cosplay na Animatsuri) wyginały się nawzajem, żeby zobaczyć co robią osoby na scenie. Szkoda, że koordynator ds. konkursu cosplay nie dał wskazówek uczestnikom, aby większą część występu wykonać jak najbliżej krawędzi sceny.

Osobiście jestem fanem Highschool DxD, więc to duet Isseia i Koneko podbił moje serduszko, ale poniżej przedstawiam wyniki konkursu:

Najlepszy występ:
solowy: Ariss – seria Akame ga Kill
grupowy: grupa Kaishi – seria Super Mario Bros

Najlepszy strój:
1) MIZU –  Astrid z filmu Jak wytresować smoka 3

2) STEFANKA – postać z serii Monster Hunter World
3) DATBOI – Saber z Fate/Grand Order


Gdy rozmyślałem o czekającym mnie trudnych dwóch dniach pisania, to promyczek nadziei spłynął na mnie wraz z Musicalem z Boku no Hero Academia. Chociaż z samą serią nie jestem (jeszcze :P) zaznajomiony, to występ zrobił na mnie kolosalnie dobre wrażenie. Koordynacja i zestawienie postaci, a także wciąganie do zabawy publiczności to przepis na udane show. Bohaterowie sceny – zasłużyli sobie na to miano.

Po Musicalu odbył się pokaz laserowy w Amfiteatrze. W sumie krótki i troche monotonny tematycznie, ale to zawsze coś innego i niepowtarzalnego. Skupiony w czasach Powrotu do Przeszłości i tego typu klimatach. Liczę, że ekipa, która go organizowała pokaże coś więcej następnym razem.

Przed północą z kolei można było wziąć udział w koncercie Vocaloidów. Wyrenderowane postacie w 3D tańczyły i śpiewały swoje hity na płótnie. Powiem tak. Liczyłem na coś więcej, bo wiem, że są technologie znacznie lepsze do tego typu przedsięwzięcia. Jednakże z drugiej strony ich wprowadzenie pewnie obciążyłoby kieszenie konwentowiczów. Także coś za coś niestety. Jako ciekawostka i sposób integracji? Polecam przyjść, zobaczyć i posłuchać. Jako spełnienie marzeń o widoku hologramu? Tu niestety muszę rozczarować. To nie tak działa.

– Ej, a nie zapomniałeś o czymś?
– O czym? O tamcie konwentu, którego nie było?

Taka niestety jest prawda. Wprowadzenie trzech zamkniętych LARPów to nie jest reprezentatywna wizualizacja założonego tematu. Pech chciał, że akurat gram w CP2020 i jestem świeżo po seansie Łowcy Androidów, dlatego oczekiwałem znacznie więcej. Na konwencie ktoś zapomniał czym charakteryzuje się cyberpunk i futuryzm. Błędnie też założyłem, że jak zobaczyłem w partnerach serwis odpowiedzialny za dystrybucję najnowszego CP2077 to będę opisywał w tym akapicie świetne dekoracje i dobrze napisaną grę konwentową. Jakże płytkie było moje założenie. Temat tego konwentu był zrealizowany w jeszcze mniejszym stopniu niż mitologia na NiuConie.

Rzecz jasna nie możemy zapomnieć wśród całego konwentowego zamieszania, że każdy konwent skupia tłumy cosplayerów. Znalazłem parę ciekawych kreacji.

Ufff… znów się rozpisałem, ale pora krótko opisać to co było dobre i warto zostawić, a to nad czym warto pochylić głowę i głęboko przemyśleć.

Może się wydawać, że Jachu czuć tu za dużo kwasu, ale zaraz zobaczycie słodkie momenty tego wydarzenia:

+ Dobra lokalizacja
Blisko do sklepów i sieci komunikacyjnej, zatem bez większych problemów dostaniecie się z dworca na miejsce. Budynek całkiem przestronny i w centrum Warszawy, ale z dostępem do terenów zielonych dla chętnych do odpoczywania pod chmurką.
+ Sprawna liniowa akredytacja
Co prawda przygotowanie akredytacji najlepiej sprawdzać podczas kolejkonu w pierwszym dniu, ale już mogłem zobaczyć na podstawie układu stolików, że ktoś miał głowe na karku.
+ Różnorodna i przystępna cenowo strefa gastronomiczna
Tak. Onigiri, placki z kapusta, desery śniegowe i kilka innych ciekawostek, a na dworze grill. Dla każdego coś dobrego.
+ Przestronna strefa wystawców
To prawda, że często konwenty zapominają o zwykłym pozostawieniu przestrzeni komunikacyjnej podczas rozkładania stoisk. Tutaj się udało.
+ Duże stanowisko z nauką szycia maszynowego
Firma Juki zadbała o profesjonalnie wyposażone stanowisko do dokończenia strojów lub do nauki szycia dla osób jeszcze nie obeznanych z takim urządzeniem.
+ “Samopunktualność” prelekcji
Dziwnym trafem to chyba pierwszy konwent na którym doświadczyłem inicjatywy ze strony prelegentów do kontrolowania czasu prelekcji i dogadywania się między sobą co do momentu rozpoczęcia kolejnej. Praca organiczna jak się patrzy.
+  Aplikacja konwentowa
Przydatna rzecz, ale w wielu aspektach niedorobiona.
+  Logiczne rozplanowanie atrakcji w Main Roomie
Często zdarza się, że problemy techniczne pojawiają się, gdy Main Room jest zbyt mocno obsadzony atrakcjami i nie ma czasu na koordynację wszystkich występów. Tutaj tego problemu nie uświadczyłem.

Teraz lista bolączek tego konwentu:
– Ekologia, aż tak ważna? [Power Off Solutions]
Niestety nikt nie pomyślał o tym co by było gdyby… Kiedy nie masz komórki, internetu czy oby tych rzeczy. Na konwencie nie otrzymałem ani spisu atrakcji, ani mapki. Nie było nawet alternatywy w postaci ogólnodostępnych wywieszonych wersji drukowanych. Pomijam abstrakcje w postaci nieczytelnej wersji PDF jaką można było wydrukować w domu jak masz mikroskop pod ręką.
Mapki również nie były do końca aktualne. Niektóre przejścia do toalet były zamknięte. Z kolei oznaczenia  w aplikacji sugerowały, że są koedukacyjne, ale przy wejściach takiej informacji nie uświadczymy. Zatem co ma zrobić dżentelmen, który w razie wpadki nie chciałby zarobić w najlepszym wypadku liściem z półobrotu?
– Woda jest, ale idź sobie po nią. Nawet jak jesteś prelegentem.
To było dla mnie dziwne uczucie. Kiedy zaproszona i reklamowana prelegentka chyba z kilka razy sugerowała na dwóch następujących po sobie prelekcjach, że ktoś zapomniał o wodzie dla prelegentów. Rzeczywiście sala była pusta. Rozumiem, że propagujemy picie czystej kranówki, ale bez przesady.
– “Where is the lamb sauce?!”
Ten słynny cytat Gordona Ramseya idealnie odzwierciedla sytuację na jednym ze stanowisk gastro, gdzie jakiś człowiek zatrudnił 4 osoby, które nie wiem w jakim systemie pracowały, ale na Bubblie Tea czekałem prawie 30 min przy zerowym obciążeniu kuchni… Podpytałem trochę innych oczekujących i zgodnie uważamy: “Jedna osoba na jedno stanowisko!”.
– “Ty to chcesz, ja to mam.”
Ten tekst przywołania Eterycznego Przywoływacza trafia w punkt, bo tak powinno być. Rozbijanie strefy wystawców na kilka pięter nie jest dobrym pomysłem. Tym bardziej w obliczu tylu dostepnych miejsc. O wiele lepiej byłoby zlokalizować cały “bazar” na jednym piętrze.
– Witamy w Dusznikach.
Niestety o ile napisałem, że Main Room miał klimatyzatory, tak chociaż jest to Centrum Konferencyjne, to nie zostało wyposażone w wewnętrzny system klimatyzacji (albo był niedostępny). Przez co zwłaszcza w miejscach z dużym skupieniem uczestników jak strefy wystawców czy przestrzeń przed Mainem, była nie do zniesienia. Nie pomogło otworzenie okien, bo zostały otwarte tylko z jednej strony, zatem nie było przewiewiu. Po Mainie największy zaduch panował w strefie gastro, gdzie pracowały przenośne płyty kuchenne, tostery i czajniki. Do takich pomieszczeń powinno się stosować dodatkowe systemy HVAC.
– Temat konwentu? A co to?
To Wasza unikalna identyfikacja w danym roku na konwentowej arenie, a która została tym razem odpuszczona. Szkoda.
– Cosplay to nie przelewki.
Tak jak opisałem wyżej. Konkursy Cosplay cierpią na swoje bolączki, ale w tym wypadku wyleczenie jednej w postaci problemów ze sprzętem, dało znać o sobie w postaci przerzutów na resztę!
Ponad 30 minut opóźnienia, słaby debiut prowadzących i bardzo utrudniona widoczność… Kombos jak nie podchodzić do konkursu. Drukowanie dyplomów atramentówką na zwykłym papierze zamiast usztywnionym to już lekki liść w jakość…
– Prawa ręka na czerwony, lewa noga na niebieski.
Manewrowanie tłumem jak w World WarZ? Zaliczone. Tak mniej więcej wyglądała organizacja wejścia do Maina na konkurs Cosplay i Voca Live, czyli brakowało jej po całości. Brak wytyczonych ścieżek dla oczekujących poskutkował przekrykiwaniem orgów i uciszaniem tłumu, który jak wielka szarańcza chciała wejść do środka.

Dobrze, to zbierzmy to wszystko do kupy.

Tak przedstawia się moje pierwsze Animatsuri w kolorach tęczy, a jak dobrze wiemy w wachlaru kolorów sa też te zimne barwy. Konwent ma swoje mocne strony i rzeczy, za które można go pokochać, ale ma też elementy wymagające gruntownego przemyślenia od podstaw. Jest bogaty program atrakcji i odmienna kuchnia. Jest zupka przetrwania dla wytrwałych. Jest też armia cosplayerów czekających na znak do zabłyśnięcia.

Jeśli mieszkacie w stolicy albo okolicach i szukacie miejsca, w którym możecie przyjść kupić dobry merch, spotkać ze znajomymi na gry i pogaduchy, a do tego nauczyć sie czegoś na prelekcji, to serdecznie polecam.

Jest tam również ekipa Mitsuruki, która chętnie zobaczy zmiany na lepsze w kolejnej edycji.

Dziekujemy organizatorom za zaproszenie i mamy nadzieję spotkać się ponownie za rok.

Wolfensztein