Animatsuri – relacja Nekonosana

Animatsuri – relacja Nekonosana

Letnim, słonecznym dniem skąpana cała Warszawa, jej okolice i można rzec, że cała Polska ruszyła w stronę ulicy Bobrowieckiej. Tamtejsza ekipa już wyszykowała pomieszczenia Centrumu Konferencyjno – Szkoleniowego Fundacji Nowe Horyzonty. Naszykowałem i ja swoją kamerę, umysł i po pracy jak najszybciej wyjechałem w stronę sieleckich włości. To był mój trzeci Animatsuri. W dalekim 2017 roku poszedłem na swój pierwszy w Polsce konwent anime i do teraz tego nie żałuję. Bardzo zachwyciły mnie wtedy występy cosplayerów, panele, prelekcje… Chodziłem sobie to tam, to tu. Nikogo jeszcze nie znając, chyba że pogadałem z którąś cosplayerką. Na drugie Animatsuri przybyłem już jako media. To były czasy, kiedy świat polskiego cosplayu stał dla mnie otworem. Miałem sporo znajomych i z
każdym spieszyłem się przywitać. Koncert Orchestra Heroes wywarł na mnie dobre wrażenie, a z konwentu wyszedłem nie tylko z mangą, czy wykupionym u SotA króliczkem do cosplayu z Chobitsów. Tym razem wpadliśmy w piątek z ukraińską cosplayerką Anną Parker.


Czekał na nas kolejkon. Na Animatsuki tradycyjnie rozładowuje się w miarę sprawnie, a jeżeli masz wykupioną wcześniej wejściówkę, to za jakieś 15 minut helper prowadzi Cię do osobnej kolejki, która idzie zdecydowanie szybciej. Od razu za wejściem stoi kilka (chyba z 5) punktów rejestracji, smycze i konwentowy zestaw (pocztówka, plakat, przypinka, przekąska od Oyakaty – ten ostatni odstąpiłem). Poza tym zabrakło dla mnie głównego elementu – programu.

Ale udało mi się pobrać aplikację Konwencik. Polecam, jest bardzo wygodna i ciężko ją zgubić. Chyba, że razem z telefonem (lub telefon rozładuje – ale tu przyda się powerbank bądź gniazdko w salach z prelekcjami).

Pierwszy dzień spędziliśmy na luzie. Sporo spotkań, przywitań, pozdrowień. W sumie, każdy po trochu czuł się swobodniej, rozglądał wokół, orientował się co się dzieje. Część konwentowiczów już grało w mafię na scenie amfiteatru. Inni uprawiali “spacerus” po całej udostępnionej powierzchni. Konwentowy piątek to akurat dobry dzień, żeby odwiedzić wędrownych kupców i na spokojnie pogrzebać w mandze czy pluszakach. Powybierać koszulki i figurki. Bardzo miło było widzieć jak z roku na rok rośnie stanowisko Miyaka-biżu, gdzie kupiłem wcześniej sporo słodkich i pięknych rzeczy. Uszka od Najro, które zdecydowanie lepiej jakościowo od chińskich odpowiedników, pasują konwentowiczom. Najciekawszym tegorocznym stanowiskiem wydało mi się Candy Witch Art. Wielkie ręcznie ozdobione zegarki biły po oczach różnorodnymi wzorami, a i sama pani sprzedająca w wielkim kapeluszu wiedźmy im nie ustępowała. Ale… no tak mi się wydało, że jarmark mógłby być nieco większym, ciekawszym. W Polsce jest sporo ciekawych wystawców. Niektórych znam od paru lat. Innych poznałem na zagranicznych eventach. Podejrzewam, że te dwa piętra mocno ograniczają liczbę przyjętych zgłoszeń od wystawców.


W ogóle, piątkowe cosplaye zaskoczyły mnie bogatym zakresem postaci. Młody Albus Dumbledore (Evelyne), Misa (z Death Note) i wiele innych. Przy wyjeździe z terenu Centrum zauważyliśmy legionistów z Legion Rapax XXI. Bronili konwent od barbarzyńców lub odpoczywali sobie po bitwie? Kto wie… Jak już wychodziliśmy (bo nogi dawały już o sobie znać), spotkaliśmy Vivid w postaci Vocaloid i parę dziewczyn z Little Witch Academy. Serii, którą bardzo doceniam i lubię całym swoim serduszkiem.


Polowanie na cosplayerów wznowiliśmy w sobotę. Piękna pogoda, miękkie słoneczko pomagało nam robić strzał za strzałem. Trafiła się nam wylękniona Rem, wesoła Jinx (Urushura), Uraraka (Acute Actor), Kakashi (Sokka), smutny Syriusz Black, cała ekipa Sailorów, księżniczek z Disney czy tez idolów z B-project (i bardzo fajnie, że ktoś oprócz mnie oglądał tę serię).


Bardzo się cieszę, że na polskich konwentach animowych widuję coraz więcej… GOTYCKICH LOLIT . Nie mogliśmy przejść obok tej uroczej panienki, żeby nie pozostawiła w naszych aparatach dziesiątek zdjęć.


Konwenty zawsze traktuję jako dobry indykator do popularności tego lub innego animca. Zauważyłem kilka Normanów i Emm z Neverland’u. A na amfiteatrze spotkaliśmy cudowne cospy bohaterów z Made in Abyss.


A jak chwilowo cosplayerzy szli poprawiać stroje, to broniliśmy terytorium przed innymi fotografami (Marcus Photography). Pojedynki były zażarte, ale taka praca reportera.


Poza polowaniem na zmysłowe kreacje i nietypowych bohaterów, obserwowałem scenę na amfiteatrze. A tu się działo! Najpierw warsztaty z kendo i jukendo, koncert gry na shyamisenie, koncert muzyki z animców… Właśnie, zawsze podobało mi się, gdy ekipa Animatsuri łączy nowoczesne tematy z tradycją. Ubiera to konwent w szerszy i bogatszy program, co przekłada się odpowiednio na poszerzenie zasięgów również poza fandom. Tym razem na Mainie, czyli głównej sali Kobito Rakugo opowiadało swoje historie.

14 godzina – to już pora na obiad i tu na mnie osobiście czekało wielkie rozczarowanie. Na czwartym piętrze nie nalazłem swojej ulubionej konwentowej restauracji z sushi. Tylko na rogu sprzedawano onigiri. I chciałoby się postoć w tej kolejce, bo wierzcie lub nie, ale naprawdę są przepyszne. Tylko był jeden mankament. Akurat jak stanęliśmy w kolejce, skończył im się ryż. Nie mogliśmy czekać dłużej, więc przeczesaliśmy podwórko, gdzie jeden pan sprytnie gotował sushi, a obok smażyły się pyszne kiełbaski. No i zero kolejki, chyba że parę cosplayerów tuż przed nami zamawiało zestawy (20 lub 25 zł).

Reporter ma być najedzony, wtedy jest mniej humorzasty przy pracy, oko robi się przyjaźniejszym. Z takim nastrojem już można robić sesje fotograficzne przyjaciołom z Lublina (Takusu Cosplay i Tsuyoi Ryu).


A potem można śmiało iść zajmować kolejkę do konkursu cosplay. Tradycyjnie odbywa się na Mainie. Na scenie, która ma dwa poziomy. Na pierwszym głównie nic się nie dzieje, ale na drugiej, wyższej. Ta ma swój plus –jest dobrze widoczna z galerii dla mediów konwentowych i z większości sali. Pierwsze rządy nie widzą połowy sceny, czasem zgadują co się dzieje, gdy postać leży lub robi coś pod tylną ścianą. Największe moje rozczarowanie – to prowadzający duet. Widać, że chłopakowi i dziewczynie brakuje doświadczenia. Że nie mogą poprowadzić bez papierków. Chociaż chłopak bardzo się starał. Jakoś to wypadało słabo jak na taki poziom konwentu. Sytuację ratowały ogłoszenia występów przez pana Tomasza Knapika.

Poza tym scenki warte były braw, który widzowie nie szczędzili każdemu uczestnikowi czy grupce. No,
może poza dwoma, nie będę tu wspominał. Mi osobiście spodobała się scenka z Mario (sprawiedliwie
dostali pierwsze miejsce za grupowy występ), księżniczki z Disneya i wiele innych. W tym roku już nie
było idolek z Love Live. Popularność tej serii z roku na rok spada. Nie było żadnego występu z Attack
on Titans. Jedno tylko Boku no Hero Academia! Jeszcze za dnia stracilismy rachubę licząc Todoroki,
Midorii i Bakugi na terenie konwentu. Wydawało się, że oprócz tej serii… Innych nie istniały, że nikt
nas nie zaskoczy pięknym strojem lub scenką… A jednak.


I tu musimy się cofnąć do czerwca, do czasów Magnificonu, do Musicalu Boku no Hero Academia, który zrobił sensację i moim zdaniem był jednym z najlepszych punktów programu. Byłem bardzo zdziwiony, gdy na scenie po konkursie pojawili się ludzie, których znam jeszcze z popszedniego roku. Ta piękna, rewelacyjna ekipa zaśpiewała piosenki z musicalu. Trochy skrócili fabułę, ale to było akurat najmniej ważne! Występ bez dekoracji, trochę jakby spontaniczny, interaktywny z widownią, wydał mi się lepszym od pełnej edycji. Niejeden miłośnik tej serii płakał ze szczęścia, kiedy jego ulubieni bohaterowie puszczali papierowe samoloty z życzeniami od Bakugiego.


Jakąś godzinę po konkursie odbył się pokaz laserowy. Krótki, trochę spontaniczny, lecz wystarczający, żeby się napatrzeć i nie wymęczyć oczu. Tylko napis Animatsuri warto byłoby odwrócić. Sobota skończyła się koncertem Vokaloidów. Tak, tak, Hatsune Miku, Luka, Len i Rin i wiele innych śpiewały dla nas. Ciężko było trafić na kawałek wolnego parkietu blisko sceny, ale jakieś zdjęczka udało się zrobić. Tyle radości nie widziałem u ludzi już od bardzo dawna. Choć słyszałem sceptyczne głosy, że to tylko nagranie. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z tego, że odwiedziłem coś podobnego. Jasne, że zaproszenie całego oryginalnego zespołu zrobiło złote bilety na Animatsuri. No i scena byłaby za mała. Jednakże nie było się bez przykrych minusów, o których wspomnę w odpowiedniej kolejności.

Konwent zatrzymał nas na chwilę również w niedzielę. Niestety, wpadliśmy na krótko i tylko na zakupy, i porobić jakieś spóźnione zdjęcia z lalką typu BJD (Ball Jointed Doll).

No cóż, czas na podsumowanie. Animatsuri nadal pozostaje dla mnie konwentem pełnym towarzyskich, nawet rodzinnych klimatów. Miejscem spotkań ze znanymi cosplayewami, fotografami i przyjaciółmi. Nawet wskazujące napisy na ścianach, wykonane od ręki, przenoszą nas do czasów pierwszych konwentów. Wielkim plusem jest to, że ekipa nadal stara się nie tylko trzymać wypróbowanych przez lata punktów programu, lecz szuka także czegoś nowego. Czegoś takiego, czego nie było na innych konwentach. Coś jak… Warsztaty szycia! Lokalizacja z jednej strony jest fajna, ponieważ ma zamknięte podwórko z amfiteatrem, kilkanaście sali z prelekcjami, scenę i miejsce dla jarmarku.

Ale akurat w tym miejscu warto przejść do minusów. Oprócz wspomnianych, mam jeszcze parę uwag. Ten sam, główny budynek, ma dużą wadę: brak klimatyzacji w halach na piętrach. Jeżeli ktoś stoi w kolejce po onigiri lub ściśnięty w dużym tłumie czeka na konkurs cosplay (który miał spore opóźnienie), to odczuwa brak powietrza. I nie pomogą mu jednostronnie otwarte okna.

Druga – już wspomniame jedzonko. Tym razem nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie. Warto moim zdaniem wrócić do współpracy z poprzednią restauracją i umieścić ich stanowisko na hali z jedeniem.

Trzecia, o której chciałbym powiedzieć – to dzwięk. Szczególnie podczas koncertu Vocaloidów. Czasem cichy, czasem zanikający, dopiero po 3 lub 4 piosence i nawoływaniach z sali było lepiej.

Czwarta –dziewczyna i chłopak koniecznie muszą przez rok ostro potrenować. Jeżeli chcą osiągnąć poziom żartów kabaretów z TV. Sam pomysł z duetem mieści w sobie wielki potencjał do żartów i ekspromtu. Dlatego zakasajcie rękawy i DO ROBOTY. Wierzymy w was!

W tym roku głównym tematem był Cyberpunk. Dwie salki zostały przydzielone do tematycznych prelekcji. Z kolei show laserowe i Vokaloidy są trafnie dobrane. Natomiast cosplayów w tym stylu, tematycznego ozbobiania i nawet wystawców mi trochę brakowało. Nie jestem specjalnie wprowadzony do tematów LARPów, więc nie mogę poprawnie ocenić gry konwentowej.

Podsumując. Minusy głównie dotyczyły problemów technicznych. Natomiast dla mnie osobiście nie stanowią jakiejś istotnej przewagi nad plusami. Choć czasem psuły ogólne wrażenie. Główny plus Animatsuri – to socjal. Świeże i wracające punkty programu.Dlatego warto wpadać na Bobrowiecką w drugiej połowie lipca.

Z góry chcielibyśmy podziękować ekipie za wspaniały konwent i mamy nadzieję na owocną współpracę w przyszłości.

Bogdan “Nekonosan” Bereziansky
Redactor Jan “Wolfensztein” Jędrzejczak